niedziela, 14 września 2014

Part 2.

Ethan.
Alejandro.
Luke,
Rose.
Wielka Czwórka.
Szarat...
Miejsce,które budziło postrach wśród ludzi.Nienawidziłam go całym sercem.Ach,gdybym tylko mogła zmiotłabym to miejsce z powierzchni ziemi...Gdybym tylko mogła...
Popatrzyłam na mojego wujka,który chodził po swoim gabinecie w tę i z powrotem.Ciocia Tessa siedziała natomiast spokojnie na fotelu obserwując swojego męża.Była jedyną osobą,która miała jakikolwiek wpływ na Davida.
-Powiesz coś w końcu czy będziemy tak milczeli w nieskończoność?-zapytałam zaczynając się niecierpliwić.Wujek stanął pod oknem,nerwowo ruszając palcami.
-Jak mogłaś być tak lekkomyślna?!-podniósł głos jednak widziałam,że starał się trzymać swoje nerwy na wodzy.-Przez ciebie wrócą nie tylko po Isabelle ale i po całą ich rodzinę!
-Nie pozwolę im tknąć tej dziewczynki!-powiedziałam zaciskając ręce na fotelu.
-Nie od ciebie to zależy!-zdenerwował się.
-David.-upomniała go swoim słodkim głosikiem Tessa.Mąż spojrzał na nią i kiwną głową.
-Narobiłaś problemu nie tylko nam ale i tym ludziom.-rzekł.-Dużych problemów.
-Czyli co?-wstałam.-Twoim zdaniem powinnam przejść obojętnie?Mieć gdzieś co zrobią z tą małą.Pewnie zrobią to samo co z jej bratem...
-Albo tobą?-podniósł brew.-Przestań do jasnej cholery żyć przeszłością!Tamto było...zwykłym wypadkiem!
-David uspokój się.-wtrąciła ciotka.
-Wypadkiem?!-ryknęłam rozwścieczona.Łzy napływały mi do oczy a ręce zaczęły drżeć.-Zrobili to specialnie!Z zimną krwią!
-Dostali złe namiary!-upierał się przy swoim.-To był wypadek Diano!
W moich uszach dzwoniło.Czułam.Czułam,że zaraz nie wytrzymam.Oczy piekły gdy co chwile machałam rzęsami powstrzymując łzy.Mogli pomylić każdą współrzędną,to akurat wybrali mój dom.Moje miasto.Moich przyjaciół.Moją rodzinę.Zaczęło mi się robić gorąco.
-Z drugiej strony nie dziwie sie,że spotkało to twoich rodziców.-warknął wuj.-Skoro tak wychowali swoją córkę,spotkała ich kara.Świat zostaje w równowadze moja droga.
-David!-krzyknęła ciotka.
Odtwarzałam w myślach to co przed chwilą powiedział."Skoro tak wychowali swoją córkę,spotkała ich kara".Za oknem buchnął płomień.Dym dostawał się do pomieszczenia,sprawiając,że gorzej oddychałam.Moje nogi odmówiły posłuszeństwa robiąc się słabe.
-Diano.-ciotka podeszła do mnie z zatroskaną miną.Oparłam się o ścianę,czując ból w okolicy żeber.
-Nie dotykaj mnie!-krzyknęłam.-Nie jesteś wcale lepsza od nich.-rzuciłam się w stronę wujka.Skrzywiłam się z bólu.Płomienie wdzierały sie do gabinetu a ja poczułam, że ciało płonie jak one.
-Jesteś taka jak twój ojciec.Lekkomyślna,nieodpowiedzialna,samolubna...-za każdym gdy mówił w moich żebrach nasilał się ból.
-Nie masz...prawa mówić tak o moim ojcu.-jęknęłam chcąc krzyczeć.Z moich ust wydostawał się żałosny jęk.
-To właśnie doprowadziło go do śmierci!
-David dość!-krzyknęła ciotka podrywając się z miejsca.-Nie mów tak! To twój brat!
-Ty doprowadziłaś swoim zachowaniem do tego co się stało!-nie przestawał.
Tego było już za wiele.Nie mogłam tego słuchać.Gdy wykonałam ruch prawie upadłam.Dobrze,że w odpowiedniej chwili załapałam się otwartych drzwi.
-Diano, spokojnie.-mówiła Tessa.
-Zostaw...mnie-wyjąkałam.Moje ręce...płonęły.Ból był w każdym miejscu mojego ciała.W całym domu czułam żar,ogień,dym.Jakimś cudem zeszłam po schodach kierując sie w stronę wyjścia. Słyszałam za sobą głos ciotki: "David zrób coś!"
-Oddychaj,oddychaj!-moja podświadomość krzyczała.
Jednak,jedynie co widziałam to ogień.Ludzie uciekali z domów,krzyczeli,płakali.Nawet po moich policzkach leciały łzy.Moje serce biło niewyobrażalnie szybko.Gula w moim gardle przeszkadzała w przełknięciu śliny.
Nagle coś wybuchło,celując wprost w kilku ludzi
-Dość!-krzyknęłam łapiąc się za głowę.To nic nie dało.Zaczęłam biec.
Nie wiedziałam dokąd.
Chciałam po prostu opuścić to miejsce.Zostać sama.
Nim się obejrzałam byłam w lesie.Przyjemna woń świeżego powietrza i sosen trafiła do mych nozdrzy.
Byłam słaba.Cholernie słaba.
-Spokojnie.-mówił aniołek w mojej głowie.
-Wróć i dokop mu!-wtrącił diabełek.-Obraził twojego ojca!
-Powiedział to bo był zdenerwowany.-bronił go aniołek.-ta rodzina i on będę mnie mieli kłopoty!
Brałam szybkie oddechy jednak to nic nie dawało.Mój diabełek odtańczył swój taniec radości,kiedy przy grzmociłam w drzewo.Co mnie otrzeźwiło,kora pękła robiąc wielką dziurę.Cholera!Dotknęłam ręką pęknięcia i od razu cofnęłam rękę.To było gorące!
 Nieoczekiwanie usłyszałam za sobą szelest.Gdy się odwróciłam nikogo nie było.To tylko moja wyobraźnia,
Czułam jedynie potrzebę opuszczenia tego miejsca.Wydawało mi się,że czai się tu coś nie dobrego.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Part 1.

Zzza horyzontu powoli pokazywało się słońce.Tafla wody nad jeziorem była idealnie gładka,przez co odbijała słabe jeszcze promienie.Woda mieniła się milionem diamentów,przynajmniej tak mi się zdawało.
Patrząc na to cudowne zjawisko,wszystkie moje myśli gdzieś uciekły.Siedząc pod rozłożystą płaczącą wierzbą,czas dla mnie się zatrzymał.Chociaż na chwile mogłam poczuć się beztrosko.W tak krótkim czasie wszystko w moim życiu zmieniło się ,jednak nie to miejsce.Tu było tak samo.I miałam wrażenie,że nigdy to się nie zmieni.
Niechętnie podniosłam się z ziemi i przeszłam łąkę,idąc w górę.Naciągnęłam na siebie mocniej skórzaną kurtkę czując chłodny wiatr,który pojawił się ni stąd ni zowąd.Po moich plecach przeszły ciarki.
Polna droga wydawałą się nie mieć końca.Co chwile potykałam się o jakieś wystające kamienie.Zboczyłam trochę z drogi i szłam pomiędzy drzewami aż w końcu moim oczom ukazały się pode mną kilka domów,które z tej wysokości wyglądały na malutkie.Oparłam się o drzewo i zaczęłam przyglądać się terenowi.
Nagle przed moimi oczami ukazało się wszystko w płomieniach.
-Nie.Tylko nie to.-powiedziałam do siebie.
Nic się nie zmieniło.Słyszałam głosy krzyczących ludzi.Płacz dzieci.Wszyscy próbowali uciekać jednak płomienie zagradzały im drogę ucieczki.Po moich policzkach leciały gorzkie łzy rozpaczy.Grunt pod moimi nogami usunął się a ja po chwili siedziałam na ziemi,próbując złapać oddech.
Nie wiem ile tam siedziałam.Kilka minut a może kilka godzin.Na zewnątrz wszystko wróciło do normy.W środku?Totalny rozpierdol.
Wstałam z ziemi i postanowiłam wrócić na drogę by po powrocie położyć się w łóżku i przespać cały dzień.
Idąc pustą uliczką zauważyłam coś niepokojącego.Pod domem Państwa Cox,stało duże auto z napisanym po boku,dużym S.
-Szarat.-pomyślałam.
Nie zastanawiając się ani sekundy poszłam w kierunku średniej wielkości domu.Już z daleka było słychać krzyki i łkania Panny Cox.Podeszłam idealnie do drzwi i stojąc w przedpokoju nadsłuchiwałam rozmowy.
-Proszę zostawcie ją.-mówiła kobieta.-Ona ma dopiero osiem lat.Proszę ...To tylko dziecko.
-Zamknij się.-warknął twardy,męski głos.Po sekundzie usłyszałam płacz Isabelle.Ta dziewczynka nie mogła trafić w ich ręce.Często przychodziła do mojej ciotki by pomóc jej w pielęgnowaniu ogrodu.Ona nie mogła pójść z nimi.Po moim zimnym trupie.
Kiedy jeden ze strażników chciał wyjść z dziewczynką naskoczyłam na niego.Uderzyłam wysokiego chłopaka w twarz by po chwili moja pięść wylądowała na jego brzuchu.Wyjęłam z jego kieszeni broń i od razu wycelowałam w kolejnego.
Każdy strażnnik miał pancerz składający się z łusek.Ten który stał na środku,na jednej z nich miał złotą gwiazde.Już wiedziałam z kim będę musiała się użerać.
-Isabelle idz do mamy.-zwróciłam się do dziewczynki,która nie zastanawiając się spęłniła moją prośbę.Matka od razu ją objęła jednak tak jak reszta rodziny czekała na dalszy rozwój zdarzeń.
-Ty głupia dziewczyno.Jak śmiesz wtrącać się w sprawy Szaratu?!-krzyknął rozwścieczony strażnik.
-Nie słyszałeś?Ta pani ładnie prosiła.Ja nie będę.-odparłam.-Zabraliście im już wystarczająco dużo.
Popatrzyłam na kobiete w której oczach zobaczyłam napływające łzy.Przez Szarat stracili wszystko.
Pieniądze.
Dom.
Rodzine.
Kilka miesięcy temu zabrali im syna.Do dzisiaj nie wiadomo co się z nim stało.Moja teoria obejmowała zamordowanie go z zimną krwią za to,że nie spęłnił jakiegoś ich rozkazu.
-Odłuż.Broń.-syknął za mną chłopak,którego znokautowałam.Po chwili poczułam pistolet przy swojej głowie.Cudownie.
Uśmiechnęłam się pod nosem.Szybko się podniósł.Po tym spotkaniu na sto procent ucierpiało jego ego.Dał się zaskoczyć dziewczynie.Musiałam jednak posłuchać się go.On jednak nie przestał we mnie celować.
-Kim jesteś,co?-spytał blondyn podchodząc do mnie bliżej.Moje serce biło jak oszalałe.Musiałam się uspokoić.W tej chwili!
Milczałam.Chciałam przedłużyć to jak najbardziej mogłam.Na co liczyłam?Na cud.W każdej postaci.
-Hej,hej!-usłyszałam na sobą dobrze znany mi męski głos.Taki cud mi wystarczy.
-Co tu się dzieje?-mój wujek spojrzał na chłopaka,który trzymał pistolet przy mojej głowie,zapłakanej Pannie Cox i małej przerażonej dziewczynce.Musiało wyglądać to jak scena z filmu.Szkoda tylko,że w nim grałam.
-Kim pan jest?-warknął strażnik.
-David Smith.Doradca Przewodniczącego.-przedstawił się spokojnie.-To moja bratanica...
-Diana Ross.-mruknął strażnik a na jego twarzy pojawił się wredny uśmieszek.Przewróciłam oczami na jego reakcje.Poczułam jak chłopak za mną opuszcza broń.-Mogłem się domyślić,że nikt inny nie mógłby wtrącić się w nasze sprawy.
Szarat doskonale wiedział kim byłam.Dziewczyną,która dopuściła się tego by niewinni ludzie,zapłacili życiem za jej błąd.
Już miałam mu coś odpowiedzieć jednak uprzedził mnie mój wuj.
- Co się stało?
-Pańska bratanica napadła na funkcjonariusza,groziła bronią i uniemożliwiała spełnienia polecenia Rady.-przedstawił moje zarzuty.
-Z tego co się orientuje tej rodzinie zabrano już jedno dziecko.-wuj starał się zachowywać powagę jednak widziałam,że tak jak ja bardzo się denerwował.Jego włosy były niestarannie ułożone a szlafrok lekko odsłaniał jego klatkę piersiową.Widocznie usłyszał krzyki i jak najszybciej przyszedł zobaczyć o co chodzi.
-Musiała zajść jakaś pomyłka.-ciągnął.-Złoże w tej sprawie raport.Będzie jutro w Radzie.A co do Diany.Proszę jej wybaczyć.Jest zbyt impulsywna.impulsywna.Dopilnuje żeby dostała odpowiednią kare.
-Oby.-powiedział strażnik i rzucił wredne spojrzenie w stronę Isabelle.-Miło było.-zaczął iść w kierunku wyjścia.-Przydałabyś się nam.
-Nigdy więcej się na to nie zgodzę.-warknęłam.
-Zobaczymy.-rzucił i razem ze swoim pomocnikiem wyszli z domu Cox'ów.Rzuciliśmy z wujkiem miłe "do widzenia" po tym jak kobieta łkała dziękując naszej dwójce,
Oboje milczeliśmy przez całą,dobrze,ze krótką drogę do domu.Wuj odgarnął z oczu włosy i opuścił rękę zaciśniętą w pięść.
Był wkurzony.
-Masz przerąbane.-powiedział choć wcale nie musiał.Dobrze o tym wiedziałam.

Prolog

Gęsta mgła spowiła niebo,próbując uśpić czujność wszystkich żyjących.Ciemność nie przysporzy mi strachu.Nie dzisiaj.Nie teraz.
W mojej głowie kłębi się zbyt dużo myśli,zbyt dużo wspomnień.Czuje,że nie mogę się ich pozbyć,że zostaną na zawsze.Nie wytrzymam ani chwili dłużej,czując tą cholerną bezsilność.Każda scena,niczym niezapomniany film,odtwarza się w mojej głowie.
Echo mojego serca,odpija się głośno o cztery ściany.Nie ma już nic poza smutkiem i samotnością,nienawiścią i gniewem.
Kiedyś myślałam,że im więcej masz przyjaciół tym jesteś bogatszy.Teraz moje serce jest jak bryła lodu,codziennie modlące się o śmierć.Tak jak na to zasłużyłam.Patrząc na siebie zastanawiałam się do czego jestem zdolna.Ile osób będę musiała poświęcić,żeby ratować samą siebie.Bóg jeden wie do czego mogę się posunąć.
Co zrobię gdy mój świat stanie o krok od wojny z przeciwnikiem,którego nie będziemy w stanie pokonać?
Strach jest zawsze z tobą.Zwłaszcza jeśli jesteś tylko człowiekiem.


Obsada


Amanda Seyfried jako Diana Ross


Harry Styles jako on sam 


Mila Kunis jako Jessica Smith 


Niall Horan jako on sam


Liam Payne jako on sam 


Louis Tomlinson jako on sam


Zayn Malik jako on sam 


Ian Somerhalder jako Darkar


Michelle Rodriguez jako Claudia


Michelle Pfeiffer jako Elizabeth 


Hugh Jackman jako David Ross


Angelina Jolie jako Tessa Smith 



Matt Bomer jako Ethan


Jennifer Lawrence jako Rose 



Brad Pitt jako Alejandro 


Kellan Lutz jako Luke 


I inni...